niedziela, 15 września 2013

Syracuse...here I am

Dnia 12 września pożegnałam NYC i wyruszyłam do miasta, w którym spędzę prawdopodobnie najbliższy rok mojego życia (mówię prawdopodobnie, bo przecież wszystko może się zdarzyć) - Syracuse.


Nie jest to wielkie miasto jak NYC, ale bardzo ładne i co najważniejsze, uniwersyteckie!
Leciałam samolotem i bez przygód się nie obeszło. Otóż, na lotnisku w Newark'u okazało się, że jest wielki sztorm i samolot, o czasie (4:29pm) wystartować nie może. Tak więc, po długaśnym oczekiwaniu w punkcie pomocy, przebukowałam bilet na samolot o godzinie 9:50 pm, który miał wystartować, pod warunkiem, że pogoda się polepszy. Miałam trochę czekania, do tego doszły nerwy, no ale jakoś to poszło i oto jestem.
Z lotniska odebrał mnie host dad, bo dzieci zostały w domu z mamą. 
Wszyscy chcieli mi zrobić wielkie powitanie, ale z racji tego, że przyleciałam bardzo późno, dzieci poszły spać. Nie mniej jednak na ścianie zastałam taki obrazek, który straszecznie rozgrzał moje serducho!


W piątek wypoczywałam i poznawałam okolicę, a w sobotę byłam w kinie na prześmiesznym filmie 'We're the Millers'- który bardzo polecam na każdą okazję!
W niedzielę byłam w kościele - tak msze w kościele amerykańskim, wyglądają dokładnie tak jak na filmach :) - a potem był mały festyn.







Po południu odpoczywałam, a wieczorem miałam spotkanie z innymi Au Pair!Poszłyśmy do Tea Launche gdzie piłam pyszną herbatkę. 




To by było na tyle.
Bye :*

2 komentarze:

  1. Miasto wygląda prześlicznie nocą! czekam na kolejne posty!
    Pozdrawiam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miasto wygląda ciekawie. Ale mało znane z nazwy. Zazwyczaj dziewczyny wybierają miasta znane. Czeka na kolejne relacje bo jestem bardzo ciekawa !!

    OdpowiedzUsuń